Bez kinowych sztuczek i z kryminologicznym zacięciem. Twórcy „Strefy interesów” o pracy nad filmem. Film Jonathana Glazera w kinach od 8 marca.
Nominowana do Oscara w 5 kategoriach „Strefa interesów” Jonathana Glazera jest nowatorską reinterpretacją kina Zagłady. Niemal w dokumentalny sposób pokazuje życie codzienne oprawców bez cienia przemocy i przekraczania granicy obozowego muru. To głęboko wstrząsające, otwierające oczy dzieło, które ma szansę przejść do historii kina. Ostatnio Steven Spielberg nazwał „Strefę interesów” najlepszym filmem o Zagładzie i banalności zła od czasu „Listy Schindlera". Zapraszamy za kulisy trwającego blisko dekadę projektu, w którym znaczący udział odegrali polscy twórcy. „Strefa interesów” w kinach od 8 marca.
– Zaczęło się tak naprawdę od pewnego rodzaju impulsu, aby podejść do tego tematu. Nie byliśmy jednak stuprocentowo pewni, jaką drogę obierzemy, aby opowiedzieć tę historię – mówił Jonathan Glazer o początkach prac nad „Strefą interesów” w trakcie specjalnego pokazu filmu w Muzeum Auschwitz-Birkenau, który odbył się 15 lutego w Oświęcimiu. Brytyjski reżyser pochodzi z rodziny Żydów aszkenazyjskich. Jego – pochodzący z Europy Wschodniej – przodkowie wyemigrowali na Zachód na początku XX wieku. O przesłaniu „Strefy interesów” mówił w wywiadzie udzielonym Rolling Stone to nie lekcja historii, to ostrzeżenie.
Jonathan Glazer i Łukasz Żal na planie „Strefy interesów” |
W swoim najnowszym filmie Glazer śledzi codzienność komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau Rudolfa Hössa i jego rodziny. Zdjęcia – w całości realizowane w Polsce – odbywały się tuż przy murze dzisiejszego Muzeum Auschwitz-Birkenau, w zaadaptowanym na dom Hössa pustostanie. Wejście ekipy na plan poprzedziły lata (!) researchu: przekopywania archiwaliów, rozmów z historykami, ocalałymi oraz mieszkańcami Oświęcimia i okolic.
– Na początku pracy nad filmem oglądaliśmy rodzinny album ze zdjęciami Hössów z tego ogrodu. Wszystko tam widać. Basen ze zjeżdżalnią, szklarnię, wszystko. Ale muru nie ma – mówi Glazer.
ZOBACZ ZAKULISOWY MATERIAŁ: TUTAJ
Reżyser i scenarzysta „Strefy interesów” podkreśla, że fundamentalne dla filmu było to, by być tak blisko prawdy, jak to tylko możliwe. Nic dziwnego, że proces eksplorowania archiwów muzeum był tak czasochłonny i drobiazgowy.
– Kluczowe było, aby zbliżyć się do prawdy w każdym detalu. Nigdy nie dowiemy się, dlaczego Hedwiga wybrała taką a nie inną roślinę w swoim ogrodzie, co skłoniło ją do stworzenia tego ogrodu takim, jakim był. Informacje, które miałem, pochodziły ze zdjęć lotniczych zrealizowanych w różnych warunkach pogodowych. Mieliśmy do nich wgląd dzięki uprzejmości CIA. Przeglądałem wszystko, do czego dostęp przekazało nam muzeum. Pamiętam moment, kiedy wszyscy byli zirytowani moim kolejnym pytaniem o materiały dowodowe. Na moje pytania odpowiadali: „widziałeś 15 000 fotografii. Czego jeszcze szukasz?" Otrzymałem odpowiedź – wspomina scenograf Chris Oddy.
Twórcy najbliżej związani z procesem researchu: Jonathan Glazer, Chris Oddy, producent James Wilson i koproducent Bartek Rainski zgodnie podkreślają, że film tworzył się z różnych elementów odnalezionych na etapie poszukiwań i współpracy z muzeum.
Nowatorski dla projektu okazał się sposób realizacji filmu. Kamera prowadzona przez Łukasza Żala ani na moment nie zbliża się do twarzy głównych bohaterów. Obserwuje ich z dystansu w niemal dokumentalny sposób. Jonathan Glazer nie chciał tworzyć tradycyjnego planu zdjęciowego, nie chciał aby kamery ingerowały w grę aktorów. Zamiast tego zdecydował, by były niemal niewidoczne, nieinwazyjne i dokumentowały bohaterów w długich ujęciach.
– Obstawili kamerami cały dom. Niektóre kamery były ukryte, inne widoczne. Ale nie było operatorów. Ekipa siedziała w przyczepie za ścianą. To wpływa na grę aktorską, gdy wiesz, że jesteś sam na sam z historią i rzeczami, które działy się w tym domu – wspomina Sandra Hüller, odtwórczyni roli Hedwigi Höss.
Łukasz Żal na planie „Strefy interesów” |
Konieczność zachowania ciągłości realizacji wymuszała innowacyjny sposób współpracy reżysera z aktorami. Było to również ambitne przedsięwzięcie techniczne. Dwukrotnie nominowany do Oscara Łukasz Żal („Ida", „Zimna wojna") dyrygował 10 kamerami symultanicznie rejestrującymi obraz. Za tym projektem stał składający się z polskich twórców pion operatorski i techniczny.
– Chciałem uniknąć kinowych sztuczek. Chciałem spojrzeć na nich – oprawców – jak kryminolog – tłumaczy tę decyzję artystyczną Jonathan Glazer.
– Kiedy pokojówka przynosi kieliszek sznapsa na taras przed domem, w tym samym czasie mężczyźni odbywają spotkanie w gabinecie na temat nowego projektu, jednocześnie Hedwiga i jej przyjaciółki piją poranną kawę. Wszystkie te rzeczy dzieją się jednocześnie i widzisz je w czasie teraźniejszym – opowiadał producent James Wilson w trakcie specjalnego pokazu filmu w Muzeum Auschwitz-Birkenau. – John chciał, by widzowie poczuli się jak mucha na ścianie obserwująca otoczenie. Dzięki temu nie jest to po prostu film historyczny, tylko całkowicie innowacyjne spojrzenie na ten temat – dodał Wilson.
„Strefa interesów” w kinach od 8 marca.