Andrzej, starzejący się filmowiec, mieszkający na łonie przyrody we wsi Gzowo, zwraca kamerę na samego siebie. Wspomina dzieciństwo spędzone na zsyłce w Kazachstanie, kiedy od matki dostawał kawałek chleba i puszczając stateczek z papieru po wodzie marzył o powrocie do Polski. Obecnie pod budką z piwem Andrzej poznaje Romka, któremu proponuje pracę przy filmie, uczy go posługiwania się kamerą. Romek pomaga również przy budowie nowego drewnianego domu.
Andrzej kręci ciągle swój film, którego bohaterami są jego najbliżsi: żona Marynia, znajomi, sąsiedzi, przypadkowi wędrowcy. Kamerę często kieruje na otaczającą przyrodę. Marynia jest producentką filmu i kiedy kończy się taśma, jedzie do miasta po zakupy. Pijani kolędnicy Jan i Mareczek, poczęstowani bimbrem zgadzają się zagrać w filmie. Kiedy topnieją lody, Andrzej przywozi łódką Gosię, która strzyże mu brodę. W jego wizjach powraca fotomodelka Matylda, grająca z nim w kości o jego duszę oraz pojawiająca się naga w płomieniach ognia.
Rozkwita przyroda. Marynia ma za złe ciągłe zainteresowanie Andrzeja innymi kobietami: bliźniaczkami w krótkich spódniczkach, które w czasie jej nieobecności on zaprasza na arbuza i fotografowaniem nagiej Elwiry. Chcąc z niego zakpić, przywozi grupę młodych dziewcząt z agencji artystycznej. W sześćdziesiąte urodziny poucza go głosem dobiegającym z helikoptera. Andrzej po wielu latach zakłada w Gzowie kanalizację. Jest rok 2016, a zniedołężniali staruszkowie Andrzej i Marynia kręcą ciągle ten sam film.
Po filmach „Cztery pory roku” i „Wrzeciono czasu” to trzeci prywatny film Andrzeja Kondratiuka, zrealizowany w jego wiejskim domu w Gzowie z udziałem żony, aktorki Igi Cembrzyńskiej. Ten film jest intymną rozmową o przemijaniu, miłości, śmierci i kinie. Reżyser przez śmiech chce uwolnić się od lęków starości. Rozlicza się ze swojego życia w szerszej perspektywie, aż po scenę, w której wyobraża sobie swoją późną starość. Sędziwy, niedołężny kręci nadal swój film. To oswajanie starości, oswajanie się z czymś nieuchronnym.