Neapol, czyli stan duszy - Diana Dąbrowska o mieście Mario Martone
Neapol, czyli stan duszy
Autorka: Diana Dąbrowska
Jak głosi znane powiedzenie: „Neapol to nie miasto, tylko cały świat mieniący się w tysiącach barw”. Stolicę Kampanii albo się kocha najczystszą miłością albo po prostu nienawidzi. Nie ma tutaj miejsca na obojętność, dystans. Neapol pochłania w całości. W mieście spod znaku Wezuwiusza nieustannie zderzają się ze sobą skrajności. Można to zauważyć już na poziomie architektonicznym, ale przekłada się to również na aspekty językowe czy nawet charakterologiczne – obok bogactwa i skrajnego przepychu odnajdziemy slumsy i biedę, wysokie łączy się z niskim, pogańskie z sakralnym, piękno z brzydotą, komedia z tragedią. Tego rodzaju wyliczanka może nie mieć w Neapolu końca. Vittorio de Sica wielokrotnie powtarzał, że kocha Neapol bardziej od niejednego Neapolitańczyka i że na zawsze pozostał wierny swojej „duchowej ojczyźnie” mimo tego, że urodził się w regionie Lacjum. Podobnie Marcello Mastroianni. Pomagała im w tym z pewnością długoletnia przyjaźń i współpraca z prawdziwą ikoną miasta i włoskiego Południa – Sophią Loren.
Filmowy Neapol od zawsze był obecny we włoskim kinie, choć musiał o tę obecność żywo walczyć. Do historii włoskiej kultury przeszły już na zawsze przeszły tak ikoniczne postaci jak król komedii Totò, nominowany do Oscara za rolę w „Listonoszu” (1994) Massimo Troisi czy legendarna Rodzina De Filippo, prawdziwi reformatorzy w obszarze włoskiego teatru i filmu. Jednak od początku lat 90. minionego wieku zauważalny był wyraźny zwrot w kierunku lokalności, renesans „małych-duchowych ojczyzn”; ucieczka filmowców w stronę różnych regionów i prowincji, których reprezentacja na ekranie dotychczas sprowadzała się jedynie do powielania klisz, bolesnych stereotypów. Następstwo wspomnianych przemian stanowią narodziny tzw. „Szkoły neapolitańskiej” (Scuola napoletana), jednego z najciekawszych zjawisk filmowych dekady lat 90. w całym kinie europejskim. Swoje pierwsze kroki w tym właśnie świecie stawiał również młodziutki Paolo Sorrentino, filmowy samouk, który fachu nauczył się przede wszystkim od przedstawicieli tejże Szkoły (o tym formacyjnym epizodzie swojej egzystencji i bliskiej przyjaźni z Antonio Capuano, reżyser „Wielkiego piękna” opowiedział zresztą po latach w semi-autobiograficznym filmie „To była ręka Boga”, 2021).
Trudno powiedzieć aby poetykę jak i zakres podejmowanych tematów wszystkich reżyserów należących do „Szkoły neapolitańskiej” dało się sprowadzić jednego, wspólnego mianownika. Niezależnie od statusu materialnego czy intelektualnego przedstawionych na ekranie postaci, stolica Kampanii jawi się na ekranie przeważnie jako przestrzeń położona na styku realizmu i surrealizmu, siedlisko, przemocy (zarówno fizycznej, jak i symbolicznej), bezprawia. Neapol funkcjonuje tutaj „w oderwaniu od Półwyspu Apenińskiego”, żyje własnym czasem i wierzeniami jako autonomiczny mikroświat. Ekranowa reprezentacja „miasta-wulkanu” daleka jest przy tym od pocztówkowych wizji, które w przeszłości utrwaliły chociażby takie filmy jak „Zaczęło się w Neapolu” („It started in Naples”, 1961) z Sophią Loren i Clarkiem Gable. Twórcy „Szkoły neapolitańskiej” akceptowali i ukazywali specyfikę Neapolu z całym dobrodziejstwem jego wad i zalet; widząc w swojej małej ojczyźnie zarówno wielkie piękno i życiodajną moc, lecz także żywą potrzebę odnowy i rewitalizacji miasta.
Maria Martone uważa się powszechnie za najwybitniejszego przedstawiciela „grupy z Wezuwiusza”. Już w debiucie, czyli „Śmierci neapolitańskiego matematyka”, przyglądamy się ostatnim siedmiu dniach z życia tytułowego uczonego, zaś w „L’ amore molesto” bohaterka przyjeżdża z Bolonii do Neapolu na pogrzeb matki, próbując ustalić co przyczyniło się do jej śmierci. W obu filmach zostaje przestawiony również temat samobójczej śmierci i ucieczki protagonistów od otaczającego ich świata. Główni bohaterowie czują się też „outsiderami we własnym mieście” , pozostają odcięci od rzeczywistości, która z każdą chwilą staje się z ich perspektywy coraz bardziej wroga i nieprzejednana. W „Śmierci neapolitańskiego matematyka” bodaj po raz pierwszy w historii włoskiego kina, Martone skupił się na reprezentacji neapolitańskich intelektualistów, polityków, przedstawicieli wzbogaconej klasy średniej, z którymi tytułowy bohater przestał się identyfikować. Oparty na prozie – jeszcze wtedy szerzej nieznanej – Eleny Ferrante „L’ amore molesto” (w polskim przekładzie: „Obsesyjna miłość”) przypomina thriller, w którym badanie bolesnych wspomnień protagonistki staje się równocześnie opowieścią o problemach miasta, a sam reżyser zdaje się wyraźnie mówić, że Neapol jest silnie powiązany z kobiecością. Delia (wybitna Anna Bonaiuto) musi przepracować traumę związaną ze śmierci rodzicielki, która uaktywnia w jej pamięci dotychczas cenzurowane wspomnienia z dzieciństwa i nastoletniego życia. Film Martone zakwalifikował się do konkursu głównego MFF w Cannes 1995.
„Szkołę neapolitańską” zwykło się również określać mianem „grupy z Wezuwiusza”. Nazwa pochodzi od tytułu zrealizowanego wspólnymi siłami nowelowego manifestu „I Vesuviani” (1997), składającego się z pięciu epizodów, każdy z nich utrzymany w konwencji baśniowej i surrealistycznej. Najsłynniejszy z nich, „La salita” Maria Martone, stanowi wariację na temat „Ptaków i Ptaszysk” Pier Paola Pasoliniego, którego uznaje się również za duchowego patrona artystycznego zjawiska. Na szczyt Wezuwiusza próbuje udać się wystylizowany na ówczesnego burmistrza Neapolu Antonia Bassolino aktor Toni Servillo, który – podobnie jak niegdyś wielki Totò i Ninetto Davoli – konwersuje po drodze z czarnym krukiem, zastanawiając się nad kryzysem włoskiej lewicy. Wysiłek polityka i jego tytułowa wspinaczka stają się metaforą trudności polityczno-kulturalnej odbudowy Neapolu.
W „Wojennym teatrze” („Teatro di guerra”, 1998) twórca podkreśla zaś jak ważnym elementem „neapolitańskości” jest kategoria spektaklu, owo zespolenie kultury i społeczeństwa leżące w naturze stolicy Kampanii. Grupa należąca do awangardowego teatru chce wystawić w trakcie oblężenia Sarajewa (1994) autotematyczną w kontekście bratobójczych walk sztukę „Siedmiu przeciwko Tebom” Ajschylosa. Przygotowania do spektaklu, który w ostateczności się nie odbędzie, staną się same w sobie przedstawieniem różnych postaw życiowych i intelektualnych odnoszącymi się nie tylko do dramatycznych wydarzeń w ówczesnej Jugosławii, ale też do najbliższego otoczenia aktorów i funkcji sztuki remedium na ludzką krzywdę. Martone odważnie pyta: na ile sztuka jest w stanie zastąpić ludziom w stanie kryzysu i walki broń?
W przeciwieństwo do innych przedstawicieli „Szkoły neapolitańskiej” Martone nigdy nie zszedł z afiszy, pozostał cały czas aktywny odnosząc duże sukcesy w kraju i za granicą. Mówi się wręcz, że twórca „Nostalgii” przeżywa obecnie swoją „drugą filmową młodość”. Jego ostatnie dzieła – „Król śmiechu” (w oryginale „Qui rido io”) z genialnym Tonim Servillo (którego zresztą on odkrył dla świata włoskiego kina) i „Nostalgia” z dobrze znanym polskiej publiczności Pierfrancesco Favino („Zdrajca” Marco Bellocchio, „Najlepsze lata” Gabriele Muccino) były pokazywane na najważniejszych festiwalach filmowych na świecie – Wenecji i Cannes. Neapol to nie tylko miejsce na mapie, to przede wszystkim labiryntowy stan umysłu. I jeśli wchodzić do tego gęstego labiryntu, to właśnie z Martone – artystą, który jest często najbliżej tego, aby oddać na ekranie jakże nieuchwytną naturę miasta-Wulkanu. Miasta będącego w pierwszej kolejności stanem duszy, stanem życia.