2021-10-08

Michel Franco o najbardziej radykalnym filmie w swoim dorobku. „Nowy porządek” w kinach od 15 października

W przyszły piątek, 15 października, na ekrany polskich kin trafi „Nowy porządek” – nagrodzony Srebrnym Lwem na festiwalu w Wenecji nowy film wybitnego meksykańskiego reżysera Michela Franco. To najbardziej radykalny tytuł w dorobku Meksykanina, który tym razem zabiera nas w sam środek krwawej rewolucji: biedni występują przeciw bogatym, kolorowi przeciw białym, wojsko przeciw społeczeństwu, a ulice bierze we władanie chaos. Dynamiczna praca kamery i precyzyjny montaż przez 88 minut czyni nas zakładnikami niepowtarzalnego stylu Franco. Tym samym twórca intymnych, poruszających „Opiekuna” i „Pragnienia miłości” okazał się mistrzem kina gatunkowego oraz autorem błyskotliwej, politycznej diagnozy.

Przy okazji premiery filmu „Nowy porządek” Michel Franco mówił o nowym etapie w swojej twórczości, sytuacji politycznej w Meksyku, filmowych dystopiach i inspiracjach, oraz o tym, jak zapatruje się na przyszłość. Zachęcamy do lektury wywiadu z reżyserem.


„Nowy porządek” to zdecydowanie nowy rozdział w Twojej reżyserskiej karierze. Czuć, że to większy projekt, z liczną obsadą, efektami specjalnymi i historią opowiedzianą z rozmachem. W jaki sposób poradziłeś sobie z nowym rodzajem estetyki i sposobem opowiadania historii?


Michel Franco: „Nowy porządek” zmusił mnie do myślenia o robieniu filmów w zupełnie nowy sposób. Postanowiłem podjąć się tego wyzwania bo chciałem zbadać to, przez co aktualnie przechodzi Meksyk. Nie byłbym w stanie tego zrobić w kameralnym stylu, w jakim tworzyłem swoje wcześniejsze filmy. W „Nowym porządku” jest ośmiu głównych bohaterów, z których każdy ma swój własny punkt widzenia. Ta zmiana naprawdę odmieniła mój sposób pracy. Musiałem ściśle współpracować z moją ekipą, zwłaszcza z operatorem i scenografem. Zazwyczaj jako reżyser czuję, że mam wszystko pod kontrolą, jednak tym razem musiałem wyjść ze swojej strefy komfortu. Musiałem zaufać moim specjalistom od efektów specjalnych, że ostatecznie wszystko będzie wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałem. Dałem operatorowi swobodę przy kręceniu ujęć z ręki. Przy moich poprzednich filmach zawsze dokładnie wiedziałem, jak zamierzam nakręcić daną scenę, lecz tym razem jednak nie mogłem tego przewidzieć, ponieważ było po prostu zbyt wiele zmiennych. Nie wiedziałem, jak przećwiczyć sceny z tłumem, musiałem ciągle zmieniać scenariusz. Nie mieliśmy budżetu, który pozwoliłby na zbyt wiele błędów przy pracy z 3 000 statystów, czyli przy czymś, czego nigdy wcześniej nie robiłem i w czym nie miałem doświadczenia. Chodziło tu nie tylko o zajmowanie się tak dużą grupą, ale także o to, by w jak największym stopniu wykorzystać zaistniały chaos. Takie podejście było dla mnie czymś kompletnie nowym, ale też bardzo ekscytującym. Być może musiałem najpierw skończyć pięć filmów, aby być gotowym na takie wyzwanie.

Nierówności ekonomiczne są jednym z dominujących tematów zarówno w dyskursie publicznym, jak i akademickim, od czasu kryzysu gospodarczego w 2009 roku. Dlaczego wybrałeś taki temat przewodni swojego nowego filmu?

MF:
Nierówności społeczne i niesprawiedliwość stały się jednymi z naszych najbardziej palących problemów dużo wcześniej. Dorastanie w Meksyku zawsze było dla mnie najtrudniejszą rzeczą do zrozumienia i zaakceptowania. Życie w ciągłym poczuciu niesprawiedliwości to nasza smutna rzeczywistość, ale nikt u władzy nic z tym nie robi. Ponad połowa populacji – 64 miliony ludzi – żyje na różnym stopniu ubóstwa, a wielu z nich nie jest w stanie zaspokoić swoich nawet najbardziej podstawowych potrzeb: nie mają dostępu do czystej wody, żywności, usług medycznych i edukacji. Tylko niewielki procent ludności posiada wszystkie niezbędne do życia zasoby. Martwiło mnie to już gdy byłem dzieckiem. W Meksyku jest mała bańka, w której żyje klasa wyższa, ignorująca slumsy oddalone od nich o 15 minut drogi. Nie twierdzę, że jest to problem wyłącznie meksykański, ale w Meksyku ten podział jest zdecydowanie bardziej radykalny i zauważalny niż w krajach rozwiniętych. Pokazuje, jak samolubni jesteśmy jako istoty ludzkie, i wydaje się oczywiste, że jeśli nic z tym nie zrobimy, to uderzy w nas to ze zdwojoną siłą. Nie można winić ludzi za to, że chcą wieść godne życie. Nie można powiedzieć osobom o mniejszych prawach, które są wyzyskiwane, że mają być wiecznie cierpliwi, ponieważ ich rodzice, a nawet dziadkowie, żyli w podobnych warunkach i nie mogli liczyć na poprawę jakości życia.

Związane z tym kwestie etniczne i podziałów społecznych są również bardzo widoczne w filmie. W dużej mierze biała klasa rządząca ma do czynienia głównie z klasą niższą o ciemniejszym kolorze skóry, która od setek lat jest przedmiotem dyskryminacji rasowej i ekonomicznej. Czy widzisz jakieś analogie między ruchem Black Lives Matter, a sytuacją, którą opisujesz?

MF: Oczywiście, że tak. Meksyk jest tak samo podzielony jak USA i historycznie ludzie u władzy próbowali utrzymać wszystko właśnie w takim stanie. Istnieje bezpośredni związek między społecznymi konsekwencjami strukturalnego rasizmu, a nierównością ekonomiczną. Nawet w mediach w Meksyku, jeśli chcesz odnieść sukces to zawsze lepiej być tak mało „etnicznym", jak to tylko możliwe. To wyklucza zdecydowanie zbyt wiele osób. Obawiam się, że jeśli zbyt długo będziemy ignorować i tłumić te niesprawiedliwości, zmiana – która niewątpliwie nadejdzie – będzie brutalna. Jeśli nie ma żadnego zaworu, żadnego pokojowego protestu prowadzącego do faktycznej zmiany, takiej, jaką Black Lives Matter próbuje osiągnąć w USA, zamieniasz kraj w szybkowar. W pewnym momencie wybuchnie. A im większe stają się tłumy protestujących, tym większe ryzyko, że obecna sytuacja może przybrać gwałtowny obrót. Musimy być jednak optymistami – dystopią, którą przedstawiam w „Nowym porządku”, staram się rozpocząć pozytywny dialog. Nie twierdzę, że filmy mogą zmienić porządek społeczny, ale wierzę, że są siłą napędową do dyskusji.

„Nowy porządek” to dystopijna opowieść o ukrytych strukturach stojących za widocznymi dla nas zależnościami osób u władzy. Wiele rzeczy w Twoim filmie nie jest tym, czym początkowo się wydaje. Skąd ta decyzja o trzymaniu widza w niepewności?

MF:
Nie sądzę, że byłoby to interesujące, gdyby od samego początku powiedzieć ludziom, kto jest zły, a kto dobry, lub narzucić publiczności określoną interpretację tego, co tak naprawdę dzieje się na ekranie. Tak to właśnie wygląda, gdy mieszkasz w Meksyku – nigdy nie wiesz, w co wierzyć. Ludzie posłużą się różnymi informacjami, aby dzielić innych i manipulować, oraz będą wykorzystywać cierpienie ofiar do własnych celów. Prawdopodobnie to samo dzieje się w jakimkolwiek innym kraju, ale w pewnym stopniu sytuacja w Meksyku jest zupełnie inna. Weźmy na przykład Felipe, ochroniarza, który bezceremonialnie strzela do jednego z gości, gdy przybywają protestujący. Czy ktoś taki naprawdę broniłby swoich szefów, gdyby został postawiony w takiej sytuacji? Jeśli uważasz, że możesz kupić bezpieczeństwo, może okazać się, że osoby, które są zatrudnione do tego, aby cię bronić, mogą obrócić się przeciwko tobie przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Jakie dzieła były dla Ciebie inspiracją przy tworzeniu „Nowego porządku”? Czy miałeś w głowie jakieś konkretne przykłady literackie lub filmowe? Jak ogólnie powiązałbyś „Nowy porządek” z dystopiami społecznymi i innymi filmami gatunkowymi?

MF:
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem „Mechaniczną pomarańczę” miałem 14 lub 15 lat. Film wywarł na mnie wtedy ogromne wrażenie. Kubrick odniósł ogromny sukces w pokazywaniu niedalekiej przyszłości, która wcale nie była science fiction. Jest to bliskie temu, co próbowałem osiągnąć w „Nowym porządku”. Wierzę, że praca ze znanymi mi odniesieniami, które zawierają elementy kina gatunkowego, może pomóc w tym, aby przesłanie, które chcę przekazać, było bardziej dostępne dla szerokiego grona odbiorców. Świat i społeczeństwo, które pokazuję, nie są tak dalekie od rzeczywistości, ale zachowują wystarczający dystans, aby dać widzom szansę na porównanie ich z własnymi codziennymi doświadczeniami. Kolejnym filmem, który rezonował ze mną, kiedy pracowałem nad „Nowym porządkiem”, była „Hańba" Ingmara Bergmana. Bergman, choć posługuje się klasycznymi tropami filmu wojennego, tak naprawdę jest zainteresowany reakcją jednostki na załamanie zasad ładu społecznego, jej wstyd oraz wstręt do samej siebie, gdy musi stawić czoła własnym wyborom. „Bitwa o Algier” jest kolejnym filmem, do którego powracałem myślami, ze względu na jego quasi-dokumentalny klimat. Pontecorvo nakręcił swój film zaledwie kilka lat po algierskiej wojnie o niepodległość, i chociaż opowiada fikcyjną historię, która mogłaby być thrillerem, to jest ona absolutnie wiarygodna. Filmy Costa-Gavrasa i „Czas wilka" Michaela Hanekego również miały wpływ na powstawanie „Nowego porządku". Wszystkie te dzieła były nie tyle wzorami, które starałem się naśladować, ile inspiracjami, bo przede wszystkim starałem się przemawiać swoim własnym głosem.

W „Nowym porządku” przemoc jest zadawana bezceremonialnie i przypadkowo. Społeczeństwo bardzo szybko wymyka się spod kontroli, czego w żaden sposób nie da się powstrzymać. To prawdziwie pesymistyczny obraz społeczeństwa. Czy uważasz, że jest coś, co można zrobić w związku z sytuacją społeczną, która zmierza w tym kierunku, i jeśli tak –  co by to było?

MF:
W przypadku rewolt często występuje dziwna dynamika: gdy jednostki zdecydują się do niej dołączyć, zatracają swoją indywidualność i działają jako grupa. W „Nowym porządku” protestujący nie są rewolucjonistami, w tym sensie, że nie mają ku temu powodu. Nie mają pełnej świadomości tego, dokąd chcą iść, oprócz tego, że teraźniejszość jest nie do zniesienia. Często podobne mechanizmy można zaobserwować w różnym stopniu w ruchach protestacyjnych. Mój operator, który mieszka we Francji, zwrócił uwagę na ruch Żółtych Kamizelek. Interesujące w Żółtych Kamizelkach jest to, że masz ludzi z lewej i prawej strony, młodych i starych, nikt nie wie, dlaczego stoją ramię w ramię. Po prostu wiedzą, że nie są zadowoleni z tego, jak wygląda ich obecna sytuacja. To nie ideologia, tylko odczucie. Kiedy dodamy do tego przemoc wojskową, sytuacja staje się nieprzewidywalna – przekazanie władzy wojsku nigdy nie było dobrym pomysłem, o czym my, w Ameryce Łacińskiej, wiemy aż nazbyt dobrze. Meksyk przekazał już armii wszelkie uprawnienia, zarówno pod względem użycia siły, jak i gospodarki, co jest naprawdę niepokojące. To idealny scenariusz na wojnę domową. Ale nie uważam się za przesadnie pesymistycznego. Waham się także, czy mówić o polityce jako takiej, ponieważ nie mam idealnego rozwiązania na te problemy. To nie jest moje zadanie. Nigdy nie poszedłbym do telewizji, aby dyskutować o polityce. Mam swój punkt widzenia, ale wszystko, co mam do powiedzenia, mówię poprzez moje filmy. Myślę, że to właśnie w ten sposób mogę być najbardziej przydatny.

„Nowy porządek” to kolejny znaczący przykład renesansu meksykańskiego kina, który obejmuje również Twoją twórczość. Dlaczego tak wiele ciekawych historii obecnie wyłania się właśnie z Meksyku?

MF:
Moja sytuacja jest szczególna, ponieważ – mimo że krytycy nazywają je „kinem arthousowym" –, moje filmy są naprawdę szeroko dystrybuowane. Na „Pragnienie miłości” sprzedano w Meksyku milion biletów. Miejmy nadzieję, że granica między tym, co jest postrzegane jako filmy mainstreamowe, a arthousem, będzie się coraz bardziej zacierać. Reżyserzy, których podziwiam najbardziej, to ci, którzy docierają do szerokiej publiczności, pozostając wiernymi swojej wizji artystycznej. Nie jest to łatwe, ale wierzę, że takie połączenie jest możliwe. Kiedy pracuję, niekoniecznie pragnę popularności, ale zawsze staram się zaangażować widzów. Bardzo szanuję moją publiczność, ale nie zmieniam swojej wizji, aby ich zadowolić. I chciałbym myśleć, że moja publiczność docenia to, że jest traktowana poważnie. O ile akcja „Nowego porządku” rozgrywa się w Meksyku, o tyle nie jest to stricte meksykańska opowieść – wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Chile, w Hongkongu, w Libanie i wielu innych krajach. Nie zależy mi na żadnej konkretnej ideologii, temat mojego filmu jest bardziej uniwersalny. Mam nadzieję, że będzie to miało znaczenie również dla widzów w innych krajach.

„Nowy porządek” w kinach od 15 października.