2022-06-23

Metraż dyskursu miłosnego - wywiad Anny Tatarskiej z Jacquesem Audiardem i Léą Mysius. „Paryż. 13 dzielnica” w kinach od piątku

Francuski reżyser Jacques Audiard, zdobywca Złotej Palmy za „Imigrantów”, twórca m.in. „W rytmie serca”, „Proroka” czy „Braci Sisters”, w najnowszym filmie zmienia kierunek. Scenariusz „Paryż. 13 dzielnica” współtworzył z Céline Sciammą („Portret kobiety w ogniu”) i Léą Mysius („Ava”) i na ekranie czuć świeżość perspektywy, nową energię. Tekst został oparty o trzy historyjki z powieści graficznych kultowego amerykańskiego rysownika Adriana Tomine’a. 

• Bohaterowie? Trzydziestolatkowie z paryskiej 13. dzielnicy, Les Olympiades. W teorii dorośli, w praktyce dość pogubieni. Émilie (Lucie Zhang) pracuje w call center, ale i tak nie starcza jej na opłaty za mieszkanie mimo, iż lokal należy do jej śmiertelnie chorej babci. Camille (Makita Samba), nauczyciela, który wraca na uczelnię, by zrobić doktorat, poznaje gdy ten wynajmuje od niej pokój. Dwójka szybko nawiązuje seksualną relację, jednak Emilie, wbrew ustaleniom, zaczyna żywić uczucia do Camille. Kiedy ten rozpoczyna związek z koleżanką z pracy, Emilie przeżywa mikrozałamanie a jej relacja z Camille rozpada się.

• Nora (Noémie Merlant) jest studentką na uczelni, gdzie doktoryzuje się Camille. Studia rozpoczęła z opóźnieniem, bo całą młodość przepracowała w deweloperce, po drodze wpakowując się w toksyczny związek, który zostawił mroczny ślad na jej emocjach. Na imprezie ktoś myli ją z gwiazdką z pornokamerek, Amber Sweet (Jehnny Beth). Nakręca się spirala hejtu, więc Nora rzuca studia i ląduje w agencji nieruchomości, którą zarządza... nie kto inny niż Camille, którego doktorat to na tym etapie pieśń przeszłości. 

• Powiedzieć, że drogi bohaterów przetną się jeszcze wielokrotnie, z różną intensywnością, to nie powiedzieć nic. Wszystko to tworzy paryską z ducha, ale uniwersalnie czytelną, opowieść o miłosnych i życiowych turbulencjach, namiętności i poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze z pytań: „Kim Jestem?”. Audiard jako reżyser wspina się na wyżyny, nie sięga po skróty i eksperymentuje. Pozostaje uważny i bezpruderyjny w opowiadaniu o miłości XXI wieku, dobie swipe’ów i interfejsów, dając widzom nie tylko świetną temperaturę opowiadania, ale być może najciekawsze sceny erotyczne ostatnich lat.
----
Anna Tatarska: Kiedy „Paryż. 13 dzielnica” zadebiutował na festiwalu w Cannes, w kuluarach szeptano o „nowym Audiardzie”. Rzeczywiście, ten film jest inny niż pana dotychczasowe dzieła. Jakby nabrał pan całkiem innej energii, odmłodniał.

Jacques Audiard: Trudno mi jest mi odpowiadać na to pytanie, bo przecież człowiek nie czuje, że się zestarzał, także nie traktuję tego projektu jak jakiegoś symbolicznego odrodzenia, w końcu nigdy nie umarłem. Ale rozumiem, że coś w tym jest. Na pewno ważnym punktem odniesienia była dla mnie „Moja noc z Maud” Erica Rohmera, film zrobiony przez niemłodą osobę, ale pełen młodzieńczej energii. Teraz, kiedy o tym myślę, przypominam sobie, że na planie rzeczywiście zdarzało mi się zwracać uwagę na tempo, energię, podkreślać, żeby coś było zrobione szybciej. Bardzo ważne było dla mnie też, żeby na ekranie obecny był element komediowy, ale żeby humor był naturalny i spontaniczny, nie wykoncypowany. Myślę, że na poziomie energetycznym tę różnicę widać, że energia tego filmu jest jakaś łagodniejsza, łatwiejsza. Poza tym pamiętajmy, że filmy nie powstają z nicości. Kiedy kręci się film, człowiek otwiera szufladę ze wszystkimi swoimi frustracjami, która na co dzień pozostaje zamknięta - otwiera się przy nowym projekcie. Mój poprzedni film, „Bracia Sisters”, rozgrywał się w wielkich przestrzeniach, było dużo kolorów, przemocy i ani jednej kobiety na ekranie. Dlatego zależało mi, żeby odwrócić tę dynamikę i tym razem wejść na plan, gdzie czas zdjęciowy będzie krótki, przestrzenie ograniczone, gdzie dominować będą kobiety i gdzie mówić będziemy o miłości. No i ostatni warunek: chciałam zrobić film w Paryżu i o Paryżu.

Ten scenariusz pisaliście wspólnie: stary wyjadacz, laureat Złotej Palmy Jacues Audiard i do tego dwie najzdolniejsze być może rezyserki, scenarzystki mloedego pokolenia, Céline Sciamma i Léa Mysius. Czy zmiana pokoleniowa, mentalna, równościowa, jest we francuskiej branży już faktem?

Audiard: Swoją karierę zaczynałem wiele lat temu i po swoim pierwszym filmie prawie ją porzuciłem. Nie chciałem wracać do branży, gdzie dosłownie wszędzie byli tylko mężczyźni. W ekipie technicznej nie było ani jednej kobiety! Dziś łatwiej jest odchodzić od tych schematów i piętnować na przykład toksyczne, niewłaściwe zachowanie na planie, ale wtedy nie było to możliwe, po prostu tak wyglądał świat. Wtedy w ogóle nie zadawano pytań, podważających ówczesny porządek. Kino było wyłącznie męskie. 
Léa Mysius: I dziś to się zaczyna zmieniać. We Francji wprowadzono nowe systemy, upewniające się, że kobiety czy też osoby niebiałe są lepiej reprezentowane. Ale to się jeszcze nie zmaterializowało. Czekamy.

fot. Olivier Metzger Modds

Scenariusz tego filmu zainspirowały powieści graficzne amerykańskiego rysownika Adriana Tomine’a, a konkretnie dwie historie ze zbioru „Śmierch i śmierć” i jedna z komiksu „Summer Blonde”. Rysowane historie mają swój osobny język. Czy tak specyficzny punkt wyjścia wpłynął jakoś na to jak na ekranie opisywane są przestrzeń, czas, relacje między bohaterami?

Audiard: Na etapie pisania scenariusza rozmawialiśmy dużo o kwestiach takich, jak kadrowanie czy wrażenie upływu czasu, które w powieściach graficznych są traktowane w charakterystyczny sposób. Ale potem, już adaptując tekst, skupiliśmy się najmocniej na bohaterach. Na kartkach oryginału są tylko zarysowani, a nam zależało, by ich rozwinąć, dać prawdziwe, pełne życie. Często powieści graficzne mają moc pokazania tego, co w filmach aktorskich jest utrudnione, ale akurat w naszym przypadku ton powieści graficznej był o wiele bardziej nieśmiały niż filmu. Myślę, że wszystko powskakiwało na miejsce, kiedy podjęliśmy decyzję, że akcja filmu będzie rozgrywać się w trzynastej dzielnicy Paryża, wśród dwudziesto-, trzydziestolatków z klasy średniej. To bardzo charakterystyczna przestrzeń i grupa społeczna. 

Mysius: Wiele osób sądzi, że czerń i biel to nawiązanie do komiksowej estetyki, ale nie. Na etapie pisania scenariusza w ogóle nie zastanawialiśmy się nad tym, jak film będzie wyglądał czy jaki będzie miał styl, wtedy kluczowa były dla nas struktura. Dopiero potem przyszedł pomysł na realizację filmu w monochromatycznej palecie. Trzynasta dzielnica była dla nas przestrzenią niezwykle wdzięczną nie tylko ze względu na swoją energię i przekrój społeczny, ale przede wszystkim wygląd: nagromadzenie wieżowców i surowych, przestrzeni.

Oryginalny tekst został napisany po angielsku, akcja komiksów była osadzona w Ameryce. Czy trudno było tłumaczyć te historie na francuskie realia?

Audiard: Za każdym razem, kiedy adaptuje się opowieść ze świata anglosaskiego, to na początku przed autorem piętrzą się przeszkody - ale szybko okazuje się, że to wcale nie jest tak trudne. Według mnie największym problemem nie była tu sama przestrzeń, raczej pewna „amerykańskość” wdrukowana w charaktery bohaterów. Mają oni inne relacje ze światem, ich interakcje wyglądają inaczej niż francuskie. To jest coś specyficznego, z czym trzeba sobie w procesie adaptacji poradzić. 

Mysius: W „Paryż. 13 dzielnica” to miejsce akcji wyznacza ton postaci. Mamy na przykład bohaterkę, która jest w połowie Chinką, ale bardziej niż jej etniczna tożsamość, definiuje ją klimat dzielnicy, w której dorastała. Na ekranie śledzimy rozwój relacji Emilie z jej babką. Kiedy zostało postanowione, gdzie mieszka bohaterka, wszystko przyszło do nas naturalnie. Wiedzieliśmy, czego się po tej postaci spodziewać i to, że pierwotnie na papierze była Amerykanką, nie miało większego znaczenia.

Jak wybieraliście aktorów? Ekranowa „chemia” jest świetna, a przecież tylko wcielająca się w Norę Noémie Merlant jest doświadczoną aktorką. Oprócz niej sceniczne doświadczenie ma jeszcze muzyczka Jehnny Beth (ekranowa Amber Sweet), reszta to prawie naturszczycy.

Audiard: Można powiedzieć, że przeprowadziliśmy dwa równoległe castingi. Obsadzaliśmy pary - Camille i Lucie oraz Norę i Amber. Amber i Norah musiały być do siebie trochę podobne, tak, aby można było je pomylić i by wiarygodny wydał się wątek, że ktoś szantażuje Norę zdjęciami z kamerki, na których jest Amber. Poza tym, jak pani wspomniałam Noémie jest znaną aktorką, podczas, gdy pozostali wykonawcy głównych ról mieli bardzo małe doświadczenie na ekranie. We współpracy z takimi ludźmi najważniejsza jest atmosfera na planie, możliwość współpracy i wzajemne zrozumienie. Wiadomo, że przepaść na poziomie warsztatowym jest ogromna, więc musimy mieć pewność, że oni się będą w stanie przed kamerą spotkać na podobnym poziomie. Aktorzy wykonali naprawdę ogromną pracę, podejmowali się dobrowolnie nietypowych zadań, np. robili w parach testy ekranowe jeszcze zanim dałem im oficjalnie rolę. Najtrudniej było znaleźć osobę, która zagra Emily. Potrzebowaliśmy Francuzki o chińskich korzeniach, ale takiej która będzie mówić po chińsku, a większość młodych kobiet z o takich etnicznych korzeniach to imigrantki w kolejnym pokoleniu i ten język został jakoś zgubiony. Do tego dochodził jeszcze element nagości. Emily się rozbiera przed kamerą, a to jest pewne tabu w tej społeczności. Lucie Zhang to był strzał w dziesiątkę, ale naprawdę długo jej szukaliśmy.

Wiem, że pandemia wpłynęła na wasz film pod względem realizacyjnym...

Audiard: Podjęliśmy decyzję, że nie chcemy mieć w kadrze ludzi w maseczkach, skoro bohaterowie nie noszą maseczek. W związku z tym mogliśmy mieć najwięcej 10 statystów w scenie, bo na więcej, biorąc pod uwagę koszty organizacyjne, testy, ewentualną izolację, nie było nas stać. Także pandemia wpłynęła na nie tylko realizację, ale również sposób inscenizacji filmu. Ale pandemia odcisnęła też piętno na emocjach.

No właśnie to interesuje mnie bardziej niż zakulisowe detale...

Audiard: U mnie pandemia wywołała wiele myśli o charakterze retrospektywnym. Pisząc naszych bohaterów myślałem o przemianach intymności, jakich doświadczaliśmy jako społeczność. Na przykład w doświadczeniu mojego pokolenia, ludzi urodzonych w latach pięćdziesiątych, na etapie wchodzenia w intymność i zmysłowość normalna była miłość wolna, bez prezerwatywy. Ludzie bali się co najwyżej ciąży. Potem zaczęła się epidemia AIDS i dla następnego pokolenia seks w prezerwatywie był już czymś naturalnym, jedynym sposobem inicjacji. Kto wie, może w przyszłości będzie to prezerwatywa i maska a może prezerwatywa i test, na covid lub coś innego? Może normalne stanie się, że zanim pójdziemy z kimś do łóżka będziemy się wzajemnie skanować swoje kody QR?

Historia miłosna rozgrywająca się w paryskiej scenerii - znamy to doskonale, widzieliśmy tysiąc razy. Tu jest inaczej. Bohaterowie wydają się niesamowicie współcześni ze swoimi wątpliwościami, niedojrzałością i pragnieniami. Naprawdę fantastycznie chwytacie ducha czasu.

Audiard: Francuzi to bardzo dziwne społeczeństwo, gdzie wolność seksualna i korzystanie z rozmaitych aplikacji jest rozpowszechnione, a z drugiej strony pytanie o seksualną dojrzałości obywateli wciąż jest na miejscu. Bo czy naprawdę dojrzewamy w tej sferze? Ja powiedziałbym że nie. To jest pytanie w centrum filmu, pytanie, które chciałem zadać od dawna. Zastanowić się nad tym, co się dzieje z językiem miłosnym. Zanim się dotkniemy mówimy dużo - ale co się dzieje potem? Czy po one-night standzie można wciąż prowadzić dyskurs miłosny? Jaki jest ten dyskurs? Wydaje mi się, że na ekranie znaleźliśmy pewne odpowiedzi na te pytania. 

Mysius: Poza namysłem nad samym miłosnym dyskursem chcieliśmy też zastanowić się po prostu, co to znaczy dzisiaj mieć trzydzieści lat i być paryżaninem. Kiedyś było wiadomo - praca, kariera, piękne mieszkanie, wakacje, może dzieci. Struktura. Dziś to są choćby problemy ze znalezieniem własnego miejsca. Człowiek skończył sześć lat na uczelni, zarabia, ma jakieś pieniądze, ale nie stać go, żeby kupić dom. Jesteś niby dorosły, ale wciąż dzielić mieszkanie z innymi ludźmi, nierzadko zmieniać raz po raz pracę. To jest jakiś ciągły stan zawieszenia, ciągła niestałość.

Audiard: Dziś namiętność rozgrywa się nie na rozłożystym łożu, a przy cienkiej ścianie, za którą usiłuje spać twój współlokator. Dyskurs miłosny jest dziś dyktowany przez metraż mieszkania.

Tekst: Anna Tatarska.

„Paryż, 13. dzielnica" od 24 czerwca w kinach.

Bilety w sprzedaży na: bilety.gutekfilm.pl.