2023-08-17

Johnny Depp – o procesie stawania się Ludwikiem XV w „Kochanicy króla Jeanne du Barry”

kochanicakrola-plakatpl-lq-krol.jpg

Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy Maïwenn zaproponowała ci rolę Ludwika XV w filmie „Kochanica króla Jeanne du Barry”?

Jak możesz sobie wyobrazić, nie jest to oferta z gatunku tych, które dostaje się codziennie! (śmiech) Nie spodziewałem się, że ja – Amerykanin z krwi i kości – kiedykolwiek otrzymam propozycję zagrania króla Francji. Kiedy więc tak się stało, naturalnie byłem zaintrygowany. Poszperałem trochę, żeby się dowiedzieć, kto wpadł na taki pomysł i był na tyle szalony, żeby powierzyć mi rolę Ludwika XV, a potem obejrzałem wszystkie filmy Maïwenn. Przeczytałem też jej bardzo dobrze napisany i bardzo mocno ugruntowany w faktach scenariusz, w którym widać wszystkie zakulisowe rozgrywki ówczesnego Wersalu i elegancko zakamuflowaną walkę o wpływy. Udało jej się bardzo zgrabnie połączyć XVIII wiek z teraźniejszością i uniknąć przy tym stosowania prymitywnych anachronizmów. Ale dopiero nasze pierwsze rozmowy potwierdziły wszystkie te pozytywne odczucia. Miałem wrażenie, że spotkałem bratnią duszę. Osobę pełną pasji, która poświęciła wiele lat na ten szalenie ambitny projekt. Miałem do niej tyko jedno pytanie: czy jest pewna, że chce w tej roli obsadzić mnie, a nie jakiegoś francuskiego aktora. Zapewniła mnie, że od miesięcy widzi mnie w tej roli, a wszelkie ewentualne kwestie językowe są tu bez znaczenia. A kiedy ktoś tak precyzyjnie i entuzjastycznie opowiada o swoim filmie, o wizji tego, jak on ma wyglądać, po czym zapewnia, że w to wierzy, wszelkie wątpliwości po prostu znikają. Dlatego entuzjastycznie przyjąłem tę propozycję. Tym bardziej, że byłem pewien, że mam przed sobą osobę gotową stawić czoła niewątpliwemu wyzwaniu, jakim byłyby te zdjęcia – kostiumowe, w prestiżowych, onieśmielających lokalizacjach, z setkami statystów. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.

A jak podszedłeś do stworzenia swojej wizji Ludwika XV? Zacząłeś od lektury jego biografii czy zdałeś się w pełni na scenariusz?

Ogólnie zawsze zaczynam od scenariusza. Ale kiedy gra się postać historyczną, do tego w obcym kraju i języku, pojawia się dodatkowa odpowiedzialność, która każe jak najwięcej dowiedzieć się o danej osobie. Zaczerpnąłem więc sporo z dwóch dość szczegółowych biografii, które podsunął mi jeden z ekspertów zaangażowanych do projektu, znawca tematu. Postanowiłem nie tyle zgłębić historię przez duże „H”, co różne anegdoty związane z Ludwikiem XV, scenki z codziennego życia, co lubił jeść, pić… Dzięki temu byłem w stanie zbudować postać, która miała cały szereg tożsamości. Królewski protokół np. zobowiązywał go do udzielania codziennych audiencji różnym grupom odbiorców, do których musiał za każdym razem zwracać się inaczej, niezwykle szczegółowo, bez najmniejszych odchyleń. Dopiero przy Jeanne Ludwik z króla na powrót staje się mężczyzną. To fascynujące wyobrazić sobie, co dzieje się w mózgu kogoś zmuszonego do szufladkowania absolutnie wszystkiego. Kogo życie jest niemal całkowicie napisane z góry, za wyjątkiem sytuacji, w których z hukiem pojawia się Nieznane – pod postacią Jeanne du Barry – i zaczyna zajmować coraz więcej przestrzeni.

Czy granie po francusku wymusiło zmianę sposobu, w jaki zaczynasz pracę nad postacią i twojej gry na planie?

Przede wszystkim, nawet jeśli mówię trochę po francusku, to żeby jak najbardziej zbliżyć się do XVIII-wiecznej francuszczyzny pracowałem z nauczycielem, który był niezwykle skuteczny np. w kwestiach poprawnej wymowy. Moim celem było maksymalne oderwanie się od tej kwestii. Chciałem, żeby kwestie wypływały z moich ust w jak najbardziej naturalny sposób, żebym ja mógł skupić się na grze i pozostałych aktorach. I żebym – oprócz wypowiadania słów – mógł skupić się też na tym, co dzieje się poza nimi, jak wtedy, gdy gram w ojczystym języku. Żebym miał wolność do improwizacji, do zabawy słowem i zabawy z innymi osobami na planie. Nie chciałem sztywno trzymać się rozpisanych kwestii i sytuacji, owładnięty obsesją precyzyjnej wymowy albo całkowitą niemożnością zareagowania na to, co dzieje się wokół mnie. W skrócie: praca nad językiem na początkowych etapach dała mi amunicję umożliwiającą odpowiednie wykonanie mojej pracy aktora!

Ludwik XV to postać, którego milczenie i spojrzenia są równie wymowne, co wypowiadane przez niego słowa. W tym sensie wpisuje się w szereg postaci, w które wcielałeś się na ekranie, począwszy od Edwarda Nożycorękiego Tima Burtona.

Spotkałem w życiu takich mężczyzn, których jedno spojrzenie sprawia, że wszystko rozumiesz. I którzy w ten sposób budzą autorytet i strach! Nie muszą nawet otwierać ust! (śmiech) Ludwik XV, ze względu na swoją pozycję i osobowość, jest jednym z nich. Aby go zagrać, miałem przyjemność podążać śladami moich odwiecznych bohaterów, gwiazd kina niemego, takich jak Lon Chaney, Buster Keaton, Charlie Chaplin... a także Marlon Brando, który miał wyjątkowy język ciała. To dzięki analizie ich gry, a także latom spędzonym w kawiarniach na obserwacji współczesnych mi ludzi w „prawdziwym” życiu, cały czas pracuję nad tym rodzajem ekspresji, który wykracza poza słowa. Aktor jest jak gąbka.

Co było dla ciebie najbardziej uderzające w sposobie pracy Maïwenn jako reżyserki?

Byłem naprawdę pod wrażeniem połączenia siły, odwagi i pasji, z jaką reżyseruje. Każdego dnia było jasne, że wie, dokąd zmierza – chociaż bycie zarazem reżyserką i odtwórczynią głównej roli w takim projekcie jest nie lada wyzwaniem! Zacznijmy od czegoś bardzo konkretnego: reżyser musi przez cały czas być świadom wszystkiego, co dzieje się na planie, a aktor przeciwnie – musi mieć przestrzeń w głowie i zapomnieć o całej reszcie. To niesamowite, jak udało jej się poradzić z tą dychotomią.

Jak wspominasz współpracę z nią na planie?

Relacja aktor–reżyser opiera się na zaufaniu. Wzajemnym zaufaniu koniecznym, żeby osiągnąć ten sam cel. Ja widzę swoje zadanie tak, żeby przedstawić reżyserowi jak najwięcej ścieżek do osiągnięcia tego celu, żeby miała czy miał jak najwięcej opcji podczas montażu. Sam też nakręciłem film, więc wiem, jakie to frustrujące, kiedy przy stole montażowym okazuje się, że czegoś ci brakuje. Na planie jednak mamy do czynienia z nieuniknioną presją czasu, zwłaszcza przy pracy z taśmą 35 mm. Maïwenn – co doskonale rozumiem – nie zawsze chciała podążać za wszystkimi moimi propozycjami. Za każdym razem nalegałem jednak, żeby chociaż nakręcić dane ujęcie, nawet jeśli miałoby zostać wyrzucone do kosza. Nie mówię, że wszystkie moje pomysły są dobre, skąd. Maïwenn z niektórych skorzystała, z innych nie. Ale przynajmniej miała wybór!

A jaki obraz albo chwilę zapamiętasz z całej tej przygody?

Pierwszy raz, kiedy przechadzałem się w Galerii Zwierciadlanej w pałacu wersalskim. Wszystko, o czym marzyłem czy też fantazjowałem w związku z tym filmem i postacią Ludwika XV, nagle ożyło. Kostium, makijaż, etykieta… Poczułem się, jakbym wszedł w jego skórę i byłem gotów rozpocząć tę ekscytującą podróż w czasie, którą wyobraziła sobie Maïwenn. Na długo zachowam w pamięci ten obraz. Jak gdybym nagle znalazł się w samym sercu XVIII wieku… tyle że wszystko pachniało o wiele lepiej niż w tamtych czasach. To luksus XXI wieku! (śmiech)

kochanicakrola-plakatpl-lq-krol.jpg