2022-02-15

Aktorskie odkrycie Almodóvara, czyli Milena Smit w rozmowie z Vogue USA. „Matki równoległe” w kinach od 18 lutego!

[Wywiad jest tłumaczeniem tekstu Cecili Casero z amerykańskiego wydania online magazynu Vogue USA z 9 października 2021 roku.]

We wrześniowym numerze Vogue Spain znalazł się tekst ikony hiszpańskiego kina, Pedra Almodóvara. Poświęcił go gwieździe swojego najnowszego filmu, Milenie Smit. „Takiej inteligencji emocjonalnej i szczerości nie da się nauczyć w żadnej szkole” – napisał. Wystarczy kilka minut w towarzystwie Mileny, żeby całkowicie uwierzyć reżyserowi. Jej skromne doświadczenie aktorskie przestaje mieć znaczenie przy niespotykanej szczerości i empatii, jaką emanuje. Widać to także w „Matkach równoległych”, gdzie gra Anę. To dopiero drugi film w karierze 25-letniej aktorki i pierwszy duet aktorski z gwiazdą pokroju Penélope Cruz. Ze Smit spotkaliśmy się w madryckim Ritzu, gdzie powitała nas w kreacji od Prady i opowiedziała o emocjach towarzyszących jej podczas pracy z legendarnym reżyserem.

Vogue: Jednym z najbardziej wymownych przesłań płynących z filmu jest to, że więzi krwi nie zawsze są najsilniejsze.
Milena Smit: Oczywiście. Więź łącząca moją postać z postacią Penélope Cruz (Janis) przypomina tę rodzinną i chyba jest to coś, co dzieje się też w naszym codziennym życiu. Mamy więzy krwi, lecz czasami nawiązujemy bardzo silne relacje z ludźmi nienależącymi do naszej rodziny.


Film porusza problem masowych grobów z czasów hiszpańskiej wojny domowej. Jak ten temat wpisuje się w główny wątek historii?
To bardzo ciekawe, jak te dwa wątki splatają się w filmie. To dobra lekcja dla naszego pokolenia, które spotkało się z wieloma błędnymi informacjami na ten temat. Te dwa wątki przecinają się w pewnym wyjątkowym momencie filmu, w którym rozmawiam z Penélope. Następuje wtedy prawdziwe zderzenie dwóch rzeczywistości. Właśnie dlatego film mówi również o empatii – poprzez te kontrastujące postawy pokazuje, jak ważna jest empatia z obu stron i że wciąż jest o co walczyć.


Jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania na ekranie wyidealizowanej wersji macierzyństwa, jednak matki, które obserwujemy w filmie, nie stanowią wzorów do naśladowania. Co sądzisz o tych nieidealnych matkach?
Oglądamy poprawne politycznie portrety, a rzeczywistość jest zupełnie inna. Wszyscy popełniamy błędy, podejmujemy złe decyzje lub znajdujemy się w chwilach, w których nie wiemy, jak się zachować, bo nigdy wcześniej nie byliśmy w podobnej sytuacji. Nie istnieje jeden właściwy model zachowania, bycia matką czy radzenia sobie z traumą. Pedro ma wspaniałą umiejętność odzwierciedlenia czegoś prawdziwego, i jest to coś co i mnie bardzo interesuje: chcę oglądać prawdziwe historie, takie, które mogłyby się przydarzyć również mnie. Wszyscy bohaterowie filmu podejmują decyzje z pozycji, w której sama mogę się postawić i powiedzieć: „Zrobiłabym dokładnie to samo”.

Ana ma w sobie spokój i niewinność, które sprawiają, że łatwo z nią empatyzować. W jaki sposób pracowałaś nad tym aspektem postaci?
Mam tak samo – widzę ją i odłączam się od siebie. Gdy na nią patrzę, przemawia do mnie jej czułość i jednocześnie smutek. Pamiętam, że gdy kręciliśmy, pozwoliłam sobie poczuć swoją niewinność. Wcześniej kryłam ją gdzieś w głębi i długo zaprzeczałam jej istnieniu, bo w życiu prywatnym musiałam wziąć na siebie rolę dorosłej. Grając, poczułam, że odzyskuję słodką, czystą, jasną stronę siebie. To było bardzo piękne i okazało się, że w codziennym życiu także zaczęłam zachowywać się bardziej jak Ana. Proces budowania postaci z Pedro i z Penélope był niesamowity. Spędziliśmy wiele miesięcy na wspólnych próbach i poszukiwaniu sposobu, w jaki będzie mówić, języka, jakim powinna się posługiwać… Czasami mówiłam do Pedro: „Wydaje mi się, że ona powiedziałaby to w ten sposób”, a on się zgadzał. Świetnie się bawiłam. Wczucie się w tę postać było też terapeutyczne, mimo że jej historia jest pełna traum i przeciwności losu. Byłam jednak w najlepszych rękach – zespołu, Pedra i moich kolegów i koleżanek z pracy.


To dopiero twój drugi film, a już grasz wspólnie z Penélope Cruz w filmie Pedra Almodovara. Jak udało ci się nie zniknąć przy tak silnej osobowości jak Penélope?
Prawda jest taka, że ona bardzo mi to ułatwiła. Gdy poznałam ją i Pedra podczas przesłuchania, okazali się być po prostu normalnymi ludźmi. Często wydaje nam się, że wielkie gwiazdy są inne niż my, jednak Penélope jest bardzo czuła i pomocna. Odkąd się poznałyśmy, zawsze pomagała mi ze wszystkim, odpowiadała na każde pytanie i wspierała, gdy miałam jakieś problemy. Pamiętam taką chwilę podczas prób, że zwątpiłam, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy oni naprawdę stoją tuż obok. Jakbym w głowie robiła screenshot. Pomyślałam: „Czy zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteś?” Czasami o tym zapominałam, bo jestem pewna siebie. Ale w tamtej chwili zaczęłam się zastanawiać, jak tam w ogóle trafiłam.


Pedro Almodóvar napisał twój profil dla wrześniowego wydania hiszpańskiego Vogue’a i powiedział w nim kilka pięknych rzeczy, jednak tym co zrobiło na mnie największe wrażenie było zdanie: „Pomimo młodego wieku żyła wystarczająco długo, by nie stracić głowy”.
Tak, opowiedziałam Pedrowi wiele o sobie. Wszyscy mamy swoje historie, ale zawsze starałam się sobie radzić jak tylko mogłam. Naprawdę spodobało mi się to, co napisał Pedro, wysłałam mu potem wiadomość o tym, ile znaczy dla mnie ten film, bo była to przepiękna podróż. Do tej pory, gdy widzę ujęcia z filmu, od razu wchodzę w postać Any. Wspomniałaś o moim niedużym doświadczeniu w filmie – to przez to wciąż mam duże trudności w odłączeniu się od postaci. Nie chodzi o to, że cierpię, ale jestem zaangażowana i robię się emocjonalna. Jeśli masz jednocześnie różne projekty, poprzednia rola może mocno wpływać na pracę nad kolejną.

 

Jest pewna scena w filmie, w której Janis, postać Penélope, uczy cię jak zrobić tortillę ziemniaczaną. To coś bardzo charakterystycznego dla filmów Almodovara: codzienność w środku tragedii.
Tych momentów jest wiele i bardzo je lubię, bo można je wykorzystać, żeby oddać istotne informacje. To charakterystyczny dla kina Pedra i bardzo skuteczny zabieg, bo w codziennym życiu również rzeczy dzieją się ot tak. Jestem zdania, że większość problemów międzyludzkich rozgrywa się w kuchni lub przy posiłku, bo to czas, w którym ludzie siedzą wspólnie i zaczynają się otwierać.


Pozując do licznych zdjęć, pokazałaś, że masz bardzo wyrazisty styl. Czy angażujesz się w wybieranie swoich ubrań?
Oczywiście. Na początku promocji filmu, gdy chodziliśmy na wywiady i sesje zdjęciowe, powiedziałam Freddy’emu [Alonso, stylista], że nie chciałabym udawać kogoś innego ani czuć się jak w przebraniu. Złapaliśmy dobry kontakt, a on zrozumiał, czego chciałam. Zawsze wybiera coś, w czym czuję się komfortowo, i co odzwierciedla moją osobowość. Lubię mówić, że jest tylko jedna szansa, by zrobić dobre pierwsze wrażenie. Niektórzy mają bardziej ekstrawagancki gust, inni z kolei mniej, ale każdy powinien czuć się komfortowo w swoich ubraniach. Moja wizażystka, Rebecca Trillo-Figueroa, też bierze udział w tworzeniu mojego stylu. Naszej trójce cały ten proces sprawia mnóstwo przyjemności: wybieranie stroju, makijażu, fryzury… Aż wszystko zaczyna do siebie pasować i czuję się pewna siebie.


Które aktorki najbardziej podziwiasz?
Jest wiele aktorów i aktorek, które podziwiam, ale to Penélope wywarła na mnie bardzo duży wpływ. Imponują mi też Najwa Nimri, Natalie de Molina i Alba Flores. Mogę wymienić jeszcze wiele, wiele osób, ale to one zawsze inspirują mnie najbardziej.

„Matki równoległe” w kinach od 18 lutego.